dobyć z siebie tak dzisiaj znanego, schrypniętego barytonu, poza tym zżerała go trema przed publicznością, występował więc tyłem. Nieśmiałość pokonywał bądź poprzez alkohol, bądź przez używki psychodeliczne. Wywlekał na scenę wszystkie swoje lęki, obsesje i zapatrywania. Koncert był dla niego dalszym ciągiem życia, a nie "występem", "widowiskiem". "Jeśli akurat miał zły humor, publiczność mogła poczuć się oszukana - wspomina Krieger. - Ale nasi fani szybko pojęli, że tak właśnie funkcjonuje zespół i że czasem trzeba przyjść ze trzy razy na nasz koncert, Żeby znaleźć się w niebie".<br>Najsłynniejszym, najszerzej dyskutowanym i najbardziej kontrowersyjnym dziełem The Doors było oczywiście ponaddziesięciominutowe The End ze sławnym