nim żadnej pamiątki. Nic. Gdyby tamten miał odrobinę serca, byłby mi podarował choć własny guzik, mówiąc, że to od Stanleya. Dobre chłopaczysko, tylko bez wyobraźni. I tego samego wieczora temu człowiekowi się oddałam. Ja ze Stanleyem nie... A ten wracał tam. Myślałam cały czas, kiedy mnie całował; przecież to bez znaczenia. Nie ma Stanleya, nie ma, i ja nie chcę żyć. Wiedziałam, że ciało może się bronić, zbuntować. Może mnie jeszcze odratują. Pamiętałam jedno: jeśli truciznę strzykawką wprowadzę do mięśni, nic już nie pomoże. Dostęp do ampułek miałam łatwy. Ale skoro nie zrobiłam tego zaraz po jego odejściu, nie byłam zdolna