Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
Otóż spełniłem ten warunek.
Spaliłem się w domu obłąkanych.
Ślad spalenizny noszę na zaskorupiałych wargach.
Kładę na nich ten sam znak, który mi Zosia z miłością swoją
zostawiła.
Kładę palec na ustach.
Albowiem nie traciłem nadziei, że wyjdę stąd odrodzony albo nie
wyjdę wcale.
Lecz długo i daremnie czekałem na znak, który oto został mi
dany...

Lecz magister uśmiechnął się i podniósł do góry kciuk, czego ja
sam sprawnie uczynić nie mogłem.
Podniósł kciuk, żegnając mnie tym gestem, jakbyśmy pokonali
pierwszą przeszkodę na długim i trudnym dystansie.
Minęły dni moich trwóg, piątek i sobota, moich oczekiwań na dzień
odwiedzin, moich prywatnych
Otóż spełniłem ten warunek.<br> Spaliłem się w domu obłąkanych.<br> Ślad spalenizny noszę na zaskorupiałych wargach.<br> Kładę na nich ten sam znak, który mi Zosia z miłością swoją<br>zostawiła.<br> Kładę palec na ustach.<br> Albowiem nie traciłem nadziei, że wyjdę stąd odrodzony albo nie<br>wyjdę wcale.<br> Lecz długo i daremnie czekałem na znak, który oto został mi<br>dany...<br>&lt;gap reason="sampling"&gt;<br>Lecz magister uśmiechnął się i podniósł do góry kciuk, czego ja<br>sam sprawnie uczynić nie mogłem.<br> Podniósł kciuk, żegnając mnie tym gestem, jakbyśmy pokonali<br>pierwszą przeszkodę na długim i trudnym dystansie.<br> Minęły dni moich trwóg, piątek i sobota, moich oczekiwań na dzień<br>odwiedzin, moich prywatnych
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego