a on nadal chodził boso dla wygody. Czekał teraz na ich powrót markotny, a z poczerwieniałego nosa złaziła mu opalona skóra.<br>- Wiecie już, co się stało?<br>Nie dają mu dojść do słowa. Zyga uderza Ernesta w wiotki muskuł tak, aby poczuł. Elijahu mówi z energią:<br>- Panowie - i stawia blaszankę z zupą na ziemi. - Mam na oku interes. Złoty interes, tylko musicie na mnie polegać. No, jak?<br>A Ernest swoje:<br>- Wiecie, co się stało?<br>Zyga przerywa mu hałaśliwie, rozzłoszczony żałosnym głosem Ernesta : - Bee-e, beczy koza be-ee. Mów, Albinos, co, i daj mi święty spokój. Wisła się pali?<br>- No, jak?- pyta