waliły dudniąco <br>i twardo; Adam odpowiadał im rytmiką uderzeń w chude <br>piersi okularnika. Wydawało mu się nierealne, że bardziej <br>boli go to, co robi z żebrami Pinokia, niż ciosy spadające <br>mu z siłą młota na plecy.<br>Sapali i jęczeli, ale bili się bez słów i okrzyków. <br>Coraz bardziej w zastygłych zwarciach, obaj na wpół <br>ślepi z bólu, z dziwną, nie wiadomo dlaczego wezbraną <br>w oczach wilgocią.<br>Potem upadli na podłogę. Zimny beton dodał im sił <br>i otrzeźwił, z nową więc zaciętością, <br>jakby spełniali przykry, ale konieczny obowiązek, wparli <br>się w siebie pięściami, kolanami, tłukli głowami, <br>szarpali i rzucali gdzie i jak