i fantastycznych zwierząt, które krążyły, wymijały się i znów wracały w kolorowych elipsach.<br>Mój ojciec podniósł się na bantach, oblany nagłym blaskiem, wyciągnął ręce, przyzywając ptaki starym zaklęciem. Poznał je, pełen wzruszenia. Było to dalekie, zapomniane potomstwo tej ptasiej generacji, którą ongiś Adela rozpędziła na wszystkie strony nieba. Wracało teraz, zwyrodniałe i wybujałe, to sztuczne potomstwo, to zdegenerowane plemię ptasie, zmarniałe wewnętrznie.<br>Wystrzelone głupio wzrostem, wyogromnione niedorzecznie, było wewnątrz puste i bez życia. Cała żywotność tych ptaków przeszła w upierzenie, wubujała w fantastyczność. Było to jakby muzeum wycofanych rodzajów, rupieciarnia Roju ptasiego.<br>Niektóre latały na wznak, miały ciężkie, niezgrabne dzioby, podobne