Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
wszystko miał odpowiedź, tylko do domku swojego nie wpuszczał. Koczowisko pod siąpiącym niebem trwało w przygnębieniu i bezwładzie, ludzie jakby opadli z sił i siedzieli tępo wpatrzeni w mokry step, okutawszy się łachami. Owładnęła nimi zmora beznadziejnego oczekiwania, czas wlókł się mozolnie i niemrawo w smugach deszczu.
Ziuta, chuchając w zziębnięte ręce, zaczęła się krzątać wokół tobołków.
- Jaśka, bierz czajnik i leć do studni po wodę. Ogień rozniecimy. Będzie wrzątek. Tyłek mi przemoknął... Dreszcze chodzą po grzbiecie...
- Ogień na takiej mżawce? Czym rozpalisz?
- Dwie noce na kiziaku spałam. Wysechł pode mną. Własną piersią ogrzałam.
- Skąd kiziak wzięłaś?
- A zabrałam trochę z
wszystko miał odpowiedź, tylko do domku swojego nie wpuszczał. Koczowisko pod siąpiącym niebem trwało w przygnębieniu i bezwładzie, ludzie jakby opadli z sił i siedzieli tępo wpatrzeni w mokry step, okutawszy się łachami. Owładnęła nimi zmora beznadziejnego oczekiwania, czas wlókł się mozolnie i niemrawo w smugach deszczu.<br>Ziuta, chuchając w zziębnięte ręce, zaczęła się krzątać wokół tobołków.<br>- Jaśka, bierz czajnik i leć do studni po wodę. Ogień rozniecimy. Będzie wrzątek. Tyłek mi przemoknął... Dreszcze chodzą po grzbiecie...<br>- Ogień na takiej mżawce? Czym rozpalisz?<br>- Dwie noce na &lt;orig&gt;kiziaku&lt;/&gt; spałam. Wysechł pode mną. Własną piersią ogrzałam.<br>- Skąd &lt;orig&gt;kiziak&lt;/&gt; wzięłaś?<br>- A zabrałam trochę z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego