terminy informatyczne
3.04.2002
3.04.2002
Ponieważ bardzo szybko uzyskałem odpowiedź, za co jestem wdzięczny, proszę o kolejne rozwianie wątpliwośći. Zdarza mi się robić korekty techniczne podręczników informatycznych. Pojawiają się w nich często rzeczowniki i zwroty angielskie, z którymi tłumacze nie zawsze sobie radzą. Przykład: router, hub, site, broadcast, notebook. Ja osobiście skłaniam się w stronę zachowania formy fonetycznej wyrażenia, które nie posiada lub nie powinno posiadać polskiego tłumaczenia bezpośredniego (np. debuging – 'odwszawianie, odrobaczanie'). Dochodzi także ostatnio do wynaturzeń językowych (moim zdaniem) w wyrazach takich jak notebooki, dyskietka bootująca etc., które często można spotkać w książkach, pismach czy na szyldach sklepowych. Czy nie lepiej w takim razie zapisywać takie rzeczowniki tak jak się pisze, zamiast używać skomplikowanych form łączących zagraniczną pisownię z polską fleksją? Czyli notbuk, ruter, hab, sajt, imidż, diler, lizing etc.?Nie widzę tu żadnego wynaturzenia. W przypadkach, gdy nie zostały wypracowane udane odpowiedniki polskie, taki sposób połowicznego spolszczania terminów angielskich wydaje mi się całkiem wygodny.
Jeśli chodzi o notbuk, ruter, hab, to dla mnie absolutnie nieakceptowalne rusycyzmy :-). Mam na myśli oczywiście rosyjski zwyczaj zapisywania wszystkiego fonetycznie.
Jeśli chodzi o notbuk, ruter, hab, to dla mnie absolutnie nieakceptowalne rusycyzmy :-). Mam na myśli oczywiście rosyjski zwyczaj zapisywania wszystkiego fonetycznie.
Janusz Bień, prof., Uniwersytet Warszawski