piętrach tętniły życiem. Przez szpary w ścianach wyciekało światło lamp, niosły się odgłosy patefonów i maszyn do szycia kręconych niecierpliwą dłonią, śpiewy i płacz niemowląt. Rozsnuwały się zapachy przypalonego kokosowego oleju i trociczek, które tliły się wetknięte po kilka w naczynia pełne popiołu wotywnego.<br>Na dachach ledwie zabezpieczonych poręczami z żerdek, piszcząc, goniły się dzieci. Przez tłum dyszący im w twarze, pachnący korzennymi przyprawami, przepoconą odzieżą i pomadą do włosów, przepychali się powoli. Chudzi spoceni chłopi próbowali wyprzedzić Istvana, dotykali go dłonią poufale i spostrzegłszy, że to Europejczyk, cofali się pospiesznie. Przed parą białych było luźniej, za nią gęstniała ciżba gapiów