Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
kupki wilgotnych, gnijących badyli. Cały środek lochu pokrywała warstwa gnoju.
Cela miała szerokość może dziesięciu, a długość piętnastu kroków. Strop wisiał tak nisko, że człowiek słusznej budowy musiał szurać czupryną o belki sufitu. Dłuższą chwilę Magwer nie mógł odnaleźć wejścia, w końcu zadarł głowę i zobaczył klapę tuż nad sobą. A więc tu go zrzucili, tu upadł i tu leży do tej pory. I tu, nieprzytomnego, ktoś okradł go z odzieży.
Zaraz też zobaczył, kto. Siedzieli w jednym kącie, na pryzmie słomy wyraźnie wyższej niż posłania innych więźniów, ubrani też jakby bardziej przyzwoicie. Czterech. Pomiędzy nimi leżały kaftan, buty i nogawice Magwera
kupki wilgotnych, gnijących badyli. Cały środek lochu pokrywała warstwa gnoju.<br>Cela miała szerokość może dziesięciu, a długość piętnastu kroków. Strop wisiał tak nisko, że człowiek słusznej budowy musiał szurać czupryną o belki sufitu. Dłuższą chwilę Magwer nie mógł odnaleźć wejścia, w końcu zadarł głowę i zobaczył klapę tuż nad sobą. A więc tu go zrzucili, tu upadł i tu leży do tej pory. I tu, nieprzytomnego, ktoś okradł go z odzieży.<br>Zaraz też zobaczył, kto. Siedzieli w jednym kącie, na pryzmie słomy wyraźnie wyższej niż posłania innych więźniów, ubrani też jakby bardziej przyzwoicie. Czterech. Pomiędzy nimi leżały kaftan, buty i nogawice Magwera
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego