nie bój - uspokajał mnie Obi. - Od tylu godzin jedziemy autobusem, a tobie ani w głowie prosić o zatrzymanie, o krótką przerwę w podróży, żebyś mógł sobie ulżyć i odetchnąć świeżym powietrzem...<br>a potem wspólnie marzyliśmy głośno o długich, dalekich rejsach po spokojnych już w czasach pokoju morzach i oceanach, do Chin i do Japonii, do Władywostoku i na Cejlon, do Kapsztadu i na Kubę, i powrotów do Gdyni, bo ani przez chwilę nie myśleliśmy o tym, aby po wojnie osiąść na stałe gdzie indziej niż w kraju, choć ja nie wiedziałem, czy będę miał do kogo wracać we Lwowie lub w