Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
Szukał jej. I w chwili, kiedy miał minąć ostatni odcinek ogrodzenia, ujrzał Zofię, a nawet usłyszał jej śmiech z głębi gardziołka. Wyprowadzała z gmachu mężczyznę... "To dziennikarz". Przyłapał się na myśli niechętnej, właśnie teraz. Zofia schodziła na podwórze. Jakby drgnęła i wstrzymała ruchy rąk. "Zobaczyła mnie. A nawet".
Przyśpieszył kroku. Kołując, zygzakując po ulicach, śledząc postępy zieleni, doszedł na koniec do gospody. Za szyldem sterczały założone wczoraj gałęzie dzikiego bzu. Liście oklapły, skoro ni soków z budzącej się ziemi, ni krzyku gawiedzi sprzymierzonej z pierwszym kolorem.
Wszedł i z ulgą przyjął... zaskoczenie. Pod oknem, jak wczoraj, siedzieli starzy. Twarze ich owinięte
Szukał jej. I w chwili, kiedy miał minąć ostatni odcinek ogrodzenia, ujrzał Zofię, a nawet usłyszał jej śmiech z głębi gardziołka. Wyprowadzała z gmachu mężczyznę... "To dziennikarz". Przyłapał się na myśli niechętnej, właśnie teraz. Zofia schodziła na podwórze. Jakby drgnęła i wstrzymała ruchy rąk. "Zobaczyła mnie. A nawet". <br>Przyśpieszył kroku. Kołując, zygzakując po ulicach, śledząc postępy zieleni, doszedł na koniec do gospody. Za szyldem sterczały założone wczoraj gałęzie dzikiego bzu. Liście oklapły, skoro ni soków z budzącej się ziemi, ni krzyku gawiedzi sprzymierzonej z pierwszym kolorem. <br>Wszedł i z ulgą przyjął... zaskoczenie. Pod oknem, jak wczoraj, siedzieli starzy. Twarze ich owinięte
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego