jak najpotrzebniejsze sprzęty i żaden z nich nie nadawał się na schowek. Moja miłość z dawnych czasów, Renata, wyprowadzając się z tego pokoiku do kawalerki, przydzielonej jej poza wszelką kolejnością przez wszechpotężnego podówczas ojca, pozostawiła mi nie tylko stosy starych gazet, zatłuszczonych papierów i pustych butelek, ale i nieco książek. Królował wśród nich okazały tom "Kapitału" Marksa. Zastanawiałem się, czy metodą znaną mi z jakiegoś filmu nie wyciąć w środku stron, pozostawiając marginesy; niestety, zmieściłaby się tam tylko połowa monet, porzuciłem więc szybko ten pomysł, choć tytuł dzieła "Kapitał", wytłoczony złotymi literami na beżowej, twardej okładce, pasował znakomicie do takiej zawartości