stawiam na Sowiety i panu radzę to samo. To zwyczajny realizm. Realizm - powtórzył, wyraźnie obruszony kąśliwą ironią Jassmonta.<br>- W dalszym ciągu nie rozumiem, skąd te delikatesy. Jakby wojny nie było - drążył Jassmont. <br><br>- Wyjaśnienie jest trywialnie proste. Wczoraj w południe na stacji rozładowali się Łotysze, jakaś formacja kolaboracyjna, w sile kompanii. Kwaterują w wagonach ustawionych na bocznicy, liżą rany, bo Sowieci nieźle przetrzepali im skórę. Czekają na uzupełnienia. Wiedzą, dranie, że ich dni są policzone, więc sprzedają, co się da, za bimber i za baby.<br>- Jak to?<br>Szyc uśmiechnął się pobłażliwie. - Nic nadzwyczajnego, normalny objaw rozprzężenia, na początek pójdzie żywność, ciuchy, zegarki