i połykał ślinę, by się pozbyć dławienia w gardle - dławienie to ustało dopiero w chwili, gdy stawiał filiżankę z barszczem na talerzu. Równocześnie na twarzy jego ukazał się grymas obrzydzenia; wyobraził sobie oto, że na czerwonofioletowej powierzchni barszczu utworzyła się kleista kupka baniek powietrznych, taka sama, jaką widział wówczas, gdy Maks wypluł do barszczu wszystko, co miał w ustach. Przestało go dławić. Zamówił u Balcera szaszłyk, zabrał barszcz i wrócił do kawiarni.<br>W wejściu do garderoby zatrzymał go kierownik Stec: - Jak pan będzie miał chwilę czasu, to niech pan przyjdzie do mnie.<br>- A o co chodzi, panie kierowniku? - No, ja już