wybrany kierunek drogi. Tylko jedna pani Ina długo stała przy oknie. W pokoju wisiało jeszcze echo ostatniego zdania Józika, że nie omieszka powiadomić o stanowisku Surmy pana Borowskiego.<br>Lotnicy zjawili się nagle. Zrobiło się tłoczno w domu i na podjeździe. Zmiażdżone kołami chochoły opatulonych troskliwie na zimę róż, rozwłóczona słoma. Mimo woli przypomniały się Marcie znamienne słowa, czyjeż to, chyba Słowackiego? A jednak szkoda róż. Zawsze szkoda, także w czasie wojny, tyle że nikt nie chce tego zrozumieć. A jeżeli nawet rozumie, nie przyznaje głośno.<br>Gwar. Mundury, ordery, zapach ludzi, zapach skóry. Przyczłapał z czworaków pan Oleś. Ciekaw obcych, wdawał się z