pieniędzy za złożone w wydawnictwie utwory. I cóż się okazało? W tym samym dniu, gdy napełnił portfel, poszedł do restauracji "Ermitage" na Karmelickiej i opróżnił go co do grosza, stawiając wszystkim zebranym gościom wódkę i zakąski. Bawił się tym, że może dysponować kwotami, o jakich ludzie wtedy nawet nie marzyli. Nazajutrz przyszedł do mnie z prośbą o pożyczkę, ponieważ nie miał za co zjeść obiadu. Kiedyś, idąc ze mną ulicą, wrzucił żebrakowi do kapelusza pięćset złotych, co było prawie miesięczną pensją średnio zarabiającego urzędnika. Odwróciłem się ciekawy, jak na to zareaguje ów biedak, i zobaczyłem, że stuka palcem w czoło, uznawszy