natychmiast, stukając ciężkimi buciorami.<br>Wraz ukazała się w drzwiach otwartych wystraszona twarz starej kobiety - Kaźmirku! Olaboga, a cóż to? - wystękała zalęknionym głosem. - Aby zaś nie co złego, synku!<br>- Cóż by złego być miało! - roześmiał się Kazimierz. - Pójdę tam zaraz...<br>Przecież, pomimo tego śmiechu, czuł w sobie tajny, nagle wzbudzony niepokój - Ogarnął się kilku ruchami, włosy przygładził i rozglądał się za czapką. Zanim wyszedł, raz jeszcze rzucił okiem ku stolikowi.<br>Kiedy znalazł się przed domem, kierując kroki ku drodze, aż zdumiał się nad rozległością i czystością nieba, naświetlonego jeszcze ciepłym blaskiem. Tam, w izbie, widziało się już jakby ku zmierzchowi; a tóć