Odtąd nic się nie działo niżej, ani wyżej,<br>Nie było już oddali, nie było pobliży,<br><br>Wieczność stała się czasu i kresu mogiłą,<br>Ale samej wieczności także już nie było,<br><br>I nasz lot, odkąd minął kosmiczne ogromy,<br>Pozbawiony tych mijań - stał się nieruchomy,<br><br>I jeszcze tylko drgały raz-po-raz imiona:<br>Pstrokate i roślinne. Te dwa. On i ona.<br><br>Z dwojga imion powstało nowe imię - trzecie -<br>Nieznane jak świat światem, nienazwane w świecie,<br><br>Obudziło nas wszystkich uśpionych w południe,<br>Ocuciło nam dusze wędrujące złudnie,<br><br>I kazało klęczącym pod gwiezdną ulewą,<br>W dół i w górę wyrastać, jak zielonym drzewom.<br><br>Przyjdźcie do mnie