tłumaczył wszystko.<br>Za dużo rozbitych, miejscami spiętrzonych w dwie albo i trzy warstwy wozów, za mało ratowników, czasu i sprzętu. Kiernacki potrzebował sekund, by zorientować się, że to nie jest jedna z tych akcji, do których przywołuje się kamerzystę, by było się na czym szkolić i czym chwalić.<br>- Dembosz, Kiernacki! - Pułkownik wyrwał się z wianuszka podkomendnych. - Chodźcie tu, do cholery! - Wyszedł im naprzeciw i gestem powstrzymał próbującego o coś pytać medyka. - Jak się tak będziecie ruszać, do zimy gnoja nie dorwiemy!<br>- Co mam robić? - uprzedziła Kiernackiego dziewczyna.<br>- Brakuje mi ludzi - powiedział ciszej Woskowicz. Nie zrobił się spokojniejszy, po prostu zależało mu