się przyziemnie,<br>Łeb odwraca i tyłem w drzew cofa się ciemnie,<br>Płosząc kurę, co w ciepłym zadrzemana puchu,<br>Zrywa się, dziobie ziemię i znów tkwi bez ruchu.<br>Cisza duma nad bliską dnia w mroku utratą.<br>Cień z wierzby na opłotek sfrunął muchowato,<br>Siadł na sęku i w trawę, spragnioną ochłody,<br>Ścieka, jak mętna kropla parującej wody.<br>Ćma mignęła... Wiatr powiał... Piach zbłyskał się plewą...<br>Komar w beczce zadzwonił... Zaskrzypiało drzewo...<br>Zorza z mgłą się spłynęła, a z wiecznością - lato.<br>Warto teraz na Magdę popatrzeć dziobatą,<br>Jak na czele swych czworga małomównych chłopiąt<br>Siedzi w progu chałupy i milczy samopiąt...</><br><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>PRZEDWIECZERZ</><br><br>To