nie wiedząc, o czym mówić. W końcu Bednarczyk znalazł sobie zajęcie, mianowicie usiadł na kanapie, postawił przed sobą na stole lustro i począł wyciskać wągry z twarzy. Zygmunt bawił się dwuzłotówką; turlał ją po biurku, aż mu gdzieś upadła na podłogę. Wlazł pod biurko i w ciemności jął szukać monety. Sterczał tam na czworakach, aż wreszcie zniecierpliwiony Bednarczyk zapytał:<br>- No, znalazłeś?<br>- Nie, gdzieś się cholera jedna zapodziała!<br>Zapanowała cisza. Zygmunt począł trzaskać zapałkami, ciągle bez skutku. Bednarczyk zawołał:<br>- Wyłaźże, dokąd tam będziesz siedział?!<br>Spod biurka dobiegł go grobowy głos Zygmunta:<br>- Jeden tak wlazł, tylko że nie pod biurko, a pod łóżko