Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
to zdejmował z ramienia kosz z towarem, zgodnie z rytmem pertraktacji. Na moje słowa kiwnęła głową na znak, że przyjmuje do wiadomości. Ale odwróciła się dopiero widząc, że się nie ruszam, bo scenka była ciekawa. Spojrzenie jej nie było zachęcające. Zabrałem się więc z kuchni.
W przedpokoju - Maliński. Rogowe okulary. Teczka. I na smyczy buldog, który wita mnie warczeniem.
- Dokąd? - Do miasta.
- Podrzucę pana. Waham się. Sam nie wiem dlaczego, bo przecież do księdza de Vos dzwoniłem z pensjonatu, a nie, na przykład, z jakiegoś baru. Pewnie jednak dlatego waham się, że w tym odwiezieniu na miejsce wyczuwam ostentację. Toteż kiedy
to zdejmował z ramienia kosz z towarem, zgodnie z rytmem pertraktacji. Na moje słowa kiwnęła głową na znak, że przyjmuje do wiadomości. Ale odwróciła się dopiero widząc, że się nie ruszam, bo scenka była ciekawa. Spojrzenie jej nie było zachęcające. Zabrałem się więc z kuchni.<br>W przedpokoju - Maliński. Rogowe okulary. Teczka. I na smyczy buldog, który wita mnie warczeniem.<br>- Dokąd? - Do miasta.<br>- Podrzucę pana. &lt;page nr=29&gt; Waham się. Sam nie wiem dlaczego, bo przecież do księdza de Vos dzwoniłem z pensjonatu, a nie, na przykład, z jakiegoś baru. Pewnie jednak dlatego waham się, że w tym odwiezieniu na miejsce wyczuwam ostentację. Toteż kiedy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego