kameduł, w towarzystwie panny służącej jedynie. Z początku czuje się prawie szczęśliwa, w każdym razie szczęśliwsza niż dawniej. Przez lata jej nieobecności czas nadwerężył ściany dworu, porozpadały się głębokie fotele, wypłowiały obicia rozłożystych kanap, kluczyki od zamków bibliotek i ozdoby z brązu pokryły się rdzą i pokryło się kurzem popiersie Woltera, oświeceniowego filozofa, który słał carycy Katarzynie płomienne słowa uwielbienia, podziwu dla rozumu "Seramidy Północy". Po roku samotność zaczyna ciążyć, przerażają jęki sów w starych lipach i jakieś dziwne szepty w szumie topoli. Gdzie uciec, co dalej robić? A może pojechać do Warszawy? Tam czeka, zaanonsowana w jednym z warszawskich pism