muszę, pokonując narastający lęk, zjeżdżać w głąb jaskini, nie muszę się już obawiać utopienia czy odcięcia przez wodę, z każdym metrem wzwyż będę za to przybliżał się do świata zewnętrznego. Jestem przekonany, że stać by mnie było na schodzenie w dół - oczywiście do pewnego momentu - ale wolałem iść w górę. Wstydziłem się tego potem, po latach, analizując swój ratowniczy życiorys; ta wyprawa pozostawiła we mnie osad i jedyne, co z tego doświadczenia wyniosłem - to tolerancja dla tych, którym zdarzyło się "pęknąć". Tolerancja oczywiście do pewnej granicy. Znów ta granica! Trudno uchwytna, czasem rozmywająca się, to znów rysująca się ostro, jak obryw lawiny