Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
dłoni.
- To wist? Nie było okazji...
- Strzela się jak z każdego. Szesnaście naboi. - Zmarszczyła czoło, oglądając coś, co połyskiwało wewnątrz torby i czego ostatecznie nie wyjęła. - Jeden ma pan w lufie. Nie trzeba odbezpieczać. Po prostu celuje pan i pociąga za spust.
- To nieregulaminowe - pouczył ją, wkładając broń do kieszeni. - Za moich czasów tłumaczono młodym oficerom, że jak będą łazić z przeładowaną pukawką, to i sprężynę zniszczą, i jaja sobie odstrzelą.
- Czasem opłaca się być babą. Którędy by pan tam wlazł?
- A... pozwalasz? Mogę? - dotknął ogrodzenia.
- Możemy - poprawiła z naciskiem.
- Nie żartuj...
- Nie żartuję. Wejdziemy tam razem albo wcale. Jak zespół, to zespół
dłoni.<br>- To wist? Nie było okazji...<br>- Strzela się jak z każdego. Szesnaście naboi. - Zmarszczyła czoło, oglądając coś, co połyskiwało wewnątrz torby i czego ostatecznie nie wyjęła. - Jeden ma pan w lufie. Nie trzeba odbezpieczać. Po prostu celuje pan i pociąga za spust.<br>- To nieregulaminowe - pouczył ją, wkładając broń do kieszeni. - Za moich czasów tłumaczono młodym oficerom, że jak będą łazić z przeładowaną pukawką, to i sprężynę zniszczą, i jaja sobie odstrzelą.<br>- Czasem opłaca się być babą. Którędy by pan tam wlazł?<br>- A... pozwalasz? Mogę? - dotknął ogrodzenia.<br>- Możemy - poprawiła z naciskiem.<br>- Nie żartuj...<br>- Nie żartuję. Wejdziemy tam razem albo wcale. Jak zespół, to zespół
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego