zalśnił, zapłonął barwami. Zupełnie jak u Giotta. Jeśli, naturalnie, ktoś widział freski Giotta. <br>Zalśniły czerwoną dachówką wieże niedalekiego Frankensteinu. <br>- A teraz - rzekł, napatrzywszy się, Samson Miodek - teraz do Ziębic.<br>- Do Ziębic - zatarł ręce Reynevan. - Ruszamy do Ziębic. Przyjaciele... Jak się wam odwdzięczę?<br>- Pomyślimy o tym - obiecał Szarlej. - Na razie zaś... Zsiądź z konia.<br>Reynevan usłuchał. Wiedział, czego się spodziewać. Nie pomylił się. <br>- Reynevanie z Bielawy - powiedział Szarlej głosem dostojnym i uroczystym. - Powtarzaj za mną: Jestem durniem!<br>- Jestem durniem...<br>- Głośniej!<br>- Jestem durniem! - dowiadywały się zamieszkujące okolicę, a budzące się właśnie stworzenia boże: myszy badylarki, ropuchy, kumaki, chomiki, kuropatwy, trznadle i kukułki, ba