mieszkał Marcin P., jeszcze wówczas student. On to ją wtedy przygarnął, nakarmił, przyhołubił i czas jakiś przechowywał na waleta. Tak skutecznie się nią zaopiekował, iż dziewczyna zaszła w ciążę, a zanim się zorientowała, już było za późno na jakieś aborcyjne decyzje. Ciąża rosła i Jowita nie mogła dłużej waletować w akademiku. Zamieszkała więc w domu matki i małego dziecka, tam dotrwała do końca ciąży i urodziła zdrową córeczkę. Tyle, że zupełnie nie wiedziała, co z nią zrobić. Ani nie dojrzała do macierzyństwa, ani też nie bardzo miała na nie ochotę. Marcin P. również nie czuł się ojcem dziewczynki, choć już wtedy