huczało tam i wrzało nieprzejrzane mrowie, wielobarwna ciżba tłumu.<br>Właściwa uroczystość biesiady ludowej, wydanej przez łaskawego monarchę z okazji koronacji, już się była skończyła przed kilku godzinami. Najjaśniejsi państwo ze świtą, nieco znudzeni, dawno już opuścili ogromny, wspaniały namiot zbudowany dla nich umyślnie pośrodku placu. Opustoszały już także dwa półkoliste amfiteatry drewnianych ławek, z których damy warszawskie przyglądały się festynowi. Teraz rozpasał się tu niepodzielnie ludek świętującej na cześć imperatora stolicy. Wśród rozrzuconych w nieładzie stołów z resztkami uczty snuły się tłumy odświętnie postrojonych mieszczan, studentów, żołnierzy, mnichów i dziewcząt ulicznych. Tłok największy panował przy beczkach z piwem i miodem, przy