się istota sporu, bezsilna litość, której tamte kobiety nawet nie mogłyby pojąć, a może widział tylko kolory, grę plam i świateł, miedziany hełm włosów, granat oczu pięknych w ogniach gniewu, prostą suknię z cienkiego płótna, pod którą rysowało się smagłe ciało kobiece.<br>Na placu już nastał spokój, skowyty i pomruki aut, jakby rozjuszonych niespodzianym zatrzymaniem, dawno wygasły. Ziemia świeciła czerwonym odblaskiem, parę kroków od nich leżał na żwirze rozsnuty, przydeptany warkocz białych kwiatów.<br>Dwie krowy, w tym świetle wieczoru aż różowe, niemrawo stąpały przez plac. Auta ostrzegały je skowytem klaksonów, błyskiem zapalonych reflektorów, ale krowy szły nieświadome niebezpieczeństwa, jakby cały świat