powozić, a na baranich skórach Ludka i ja, i ta zima naszego oczarowania i zachwytu, i nie wiemy jeszcze, że nie minie kilka miesięcy, a powiemy sobie:<br>- Proszczaj, miłaja, wsiego tiebie samogo łuczszego...<br>- Proszczaj, miłyj, dobrogo tiebie puti!...<br>i te pożegnania, te rozstania napastują mnie bezlitośnie: najpierw z Sarą i babusią, i Adelcią we Lwowie, potem w Paninie z moją piękną mamą i z Marusią, i z nią, Ludką, i z Anią, i z Żeńką, i z jurodiwym Griszką, i z princessą, a teraz z Sonią, i szepczę jej we włosy i przez włosy, że na pewno się spotkamy, że wkrótce