Typ tekstu: Książka
Autor: Wolanowski Lucjan
Tytuł: Upał i gorączka
Rok: 1996
nie od nafty. Na daktyle nie było chętnych, mamy ich dość. Zresztą, ile trzeba daktyli, aby spłacić gigantyczną sumę? Wtedy szejk oferował białą wielbłądzicę, tam podobno wielką rzadkość. Ale przecież u nas stada zdziczałych wielbłądów wałęsają się po stepie, nikt ich nie chce, uważa się je za plagę, są mordowane bez litości. Zresztą import żywych zwierząt to tysiąc i jedna formalność do załatwienia...
Ostatniego dnia wspólnej wycieczki wybraliśmy się motorówką na przejażdżkę w górę rzeki. Na brzegu przykucnęły młode dziewczęta, piorące jakieś tkaniny. Dan machał im ręką, mało nie wypadł za burtę, tak się przechylił:
- Hej, dziewczynki! To ja, Danny! Wróciłem!
Jego
nie od nafty. Na daktyle nie było chętnych, mamy ich dość. Zresztą, ile trzeba daktyli, aby spłacić gigantyczną sumę? Wtedy szejk oferował białą wielbłądzicę, tam podobno wielką rzadkość. Ale przecież u nas stada zdziczałych wielbłądów wałęsają się po stepie, nikt ich nie chce, uważa się je za plagę, są mordowane bez litości. Zresztą import żywych zwierząt to tysiąc i jedna formalność do załatwienia...<br> Ostatniego dnia wspólnej wycieczki wybraliśmy się motorówką na przejażdżkę w górę rzeki. Na brzegu przykucnęły młode dziewczęta, piorące jakieś tkaniny. Dan machał im ręką, mało nie wypadł za burtę, tak się przechylił:<br> - Hej, dziewczynki! To ja, Danny! Wróciłem!<br> Jego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego