i Bechyni, osęki Mirovskich, lilie Zvolskich. Nie brakowało i Polaków - Starychkoniów, Awdańców, Doliwów, Jastrzębców i Łodziów. <br>Wspomożeni potężnymi ramionami Samsona Miodka Reynevan i Szarlej wdrapali się na węgieł, a potem na dach budy kowala. Stamtąd Reynevan uważnie zlustrował bliską już trybunę. Zaczął od końca, od osób mniej ważnych. Był to błąd. <br>- Na Boga - westchnął bardzo głośno - Adela tam jest! Tak, na mą duszę... Na trybunie!<br>- Która to? <br>- Ta w zielonej sukni... Pod baldachimem... Obok...<br>- Obok samego księcia Jana - nie przegapił Szarlej. - Rzeczywiście, piękność. Cóż, Reinmarze, gustu gratuluję. Znajomości kobiecej duszy pogratulować nie mogę. Potwierdza się, oj, potwierdza mój pogląd, że poronionym