stawało się dla malarza torturą. Zmieniał płótna coraz szybciej, zdziwiony, że go Terey zatrzymuje. To było prawdziwe malarstwo, może tym rzetelniejsze, że nikomu w tym mieście niepotrzebne, nawet w najbliższym otoczeniu uznane za rozrzutną manię, a on sam wydawał się zapracowanym szwagrom, uganiającym się za każdym interesem, który mógł przynieść bodaj parę anna, śmierdzącym nierobem na ich łaskawym utrzymaniu. Nieraz mu to dotkliwie dali odczuć. Kiedyś w chwili przygnębienia zwierzył się Tereyowi, że i żonę zbuntowali przeciw niemu, odmawiała zaoszczędzonej rupii na kupno farb i papieru.<br>- Co o tym sądzisz? - spytała szeptem Margit, korzystając, że Kanval zniknął we wnętrzu barsati. - Chyba