Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
co? Czemu tak patrzysz? Chodźmy już... Na śmierć zapomniałam, że miałam pomóc mamie kręcić lody...

Pobiegła w kierunku domu skacząc lekko przez ścieżki i klomby.

Szedłem za nią powoli, jak gdybym chciał przedłużyć tę pożegnalną chwilę, i zły byłem, że tak niedorzecznie zakłócił ją cień panny Kazimiery.

Zatrzymałem się przy budzie Nory, która uśmiechnęła się do mnie unosząc górną wargę, tak jak Wala Kisłowa.

- Do widzenia, Nora, powiedziałem szeptem - do widzenia... Zostajesz tutaj z Poliną... Bądź dla niej dobra... Ja, twój pan, każę ci, żebyś była dla niej dobra... Rozstajemy się, piesku! Do widzenia...

Wieczorem Jewdokia odwiozła nas na stację. Z
co? Czemu tak patrzysz? Chodźmy już... Na śmierć zapomniałam, że miałam pomóc mamie kręcić lody...<br><br>Pobiegła w kierunku domu skacząc lekko przez ścieżki i klomby.<br><br>Szedłem za nią powoli, jak gdybym chciał przedłużyć tę pożegnalną chwilę, i zły byłem, że tak niedorzecznie zakłócił ją cień panny Kazimiery.<br><br>Zatrzymałem się przy budzie Nory, która uśmiechnęła się do mnie unosząc górną wargę, tak jak Wala Kisłowa.<br><br>- Do widzenia, Nora, powiedziałem szeptem - do widzenia... Zostajesz tutaj z Poliną... Bądź dla niej dobra... Ja, twój pan, każę ci, żebyś była dla niej dobra... Rozstajemy się, piesku! Do widzenia...<br><br>Wieczorem Jewdokia odwiozła nas na stację. Z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego