nawiesie,<br>I jego nieustanny z drzew na ziemię zron,<br>I uczucie, że w słońcu razem z śniegiem skrzę się.<br><br>A on ciągle narastał, tu w kopiec, tam - w stos,<br>I drzewom białych czupryn coraz to dokładał,<br>Ślepił oczy i łechtał podbródek i nos,<br>I fruwał - i tkwił w próżni - i bujał i padał.<br><br>I pamiętam ów niski, wpół zapadły dom,<br>I za szybami włóczek różnobarwne wzory.<br>Kto tam mieszkał? Pytanie - czy człowiek, czy gnom?<br>Byłem dzieckiem. Śnieg bielą zasnuwał przestwory.<br><br>Dotknąłem dłonią szyby, mimo strachu mąk,<br>I uczułem ślad hojny, niby czarów zbytek.<br>Tą dłonią dotykałem mych sprzętów i ksiąg<br>I