przecież w. wojsku. " Wtedy ona się pyta, czy mam ten sznurek. "Owszem - mówię - a o co się rozchodzi ?" "Niech mi pani sprzeda" - powiada. "Nie sprzedam - mówię - bo najpierw musimy się podzielić. " To ona prosi, żeby choć kawałeczek na szczęście. "Nie mogę, paniusiu, bo co po zwykłym nieboszczyku - to święte, a cóż dopiero po wisielcu. " Wtedy ten ode drzwi: "Dam pani sto złotych". A ja mu: "Choćby i dwieście, nic z tego". "Dam trzysta, niech się pani namyśli. " I tak podbijał, aż ona go za rękę złapała: "Panie mecenasie, przecież to nie brylant, to tylko sznurek!" "Przepraszam on do niej - przepraszam, pani