wciąż była mowa, wymanewrował na stanowisko koło "starszych oficerów". Widać było, że dyrektor całkowicie przyznawał słuszność powiedzeniu: "szczęśliwy ten, który przeszedł niepostrzeżenie przez życie". W lot zrozumieliśmy, o co mu chodzi. Zdecydował się popsuć szyk wyrazów w tej części przemówienia, którą już wszyscy chóralnie powtarzali.<br> Rzecz była dobrze obmyślona, ale całkowicie zawiodła: gdy dyrektor stał już koło Tadeusza Meissnera, który sam jeden piastował godność "starszych oficerów" - kapitan, kończąc kolejną część "litanii", po słowie "strażAAAAAAcy" znów powiedział "i nasz kochany dymisjonowany komandor, dyrektor Konstanty Jacynicz".<br> Uroczystość zaczynała być interesująca. Kapitan niezmordowanie kontynuował mowę: (s. 185)<br> - Oświecony tą naszą ALMA MATER , czyli naszą