Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
cielęciem był... Chodźmy!

Ruszyliśmy ku domowi, wuj Bronisław szedł parę kroków za nami. Zdawało się, że z ojcem nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Zresztą, zmęczeni podróżą, po powrocie do domu, położyliśmy się od razu do łóżka. Przytulony do ramienia ojca szybko zapadłem w sen. Obudziły mnie dopiera głosy cerkiewnych dzwonów, które wzmagaly się z minuty na minutę.

Wyszorowany przez Darię, przyczesałem nieposłuszne włosy, jak tylko umiałem najlepiej, i niecierpliwie czekałem na ojca. Zjedliśmy śniadanie i szybko wyruszyliśmy z domu, gdyż profesor Minejko wyznaczył nam wizytę wczesnym rankiem.

Ulica wyglądała odświętnie. Ludzie szli środkiem ulic, niektórzy mężczyźni byli bez czapek
cielęciem był... Chodźmy!<br><br>Ruszyliśmy ku domowi, wuj Bronisław szedł parę kroków za nami. Zdawało się, że z ojcem nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Zresztą, zmęczeni podróżą, po powrocie do domu, położyliśmy się od razu do łóżka. Przytulony do ramienia ojca szybko zapadłem w sen. Obudziły mnie dopiera głosy cerkiewnych dzwonów, które wzmagaly się z minuty na minutę.<br><br>Wyszorowany przez Darię, przyczesałem nieposłuszne włosy, jak tylko umiałem najlepiej, i niecierpliwie czekałem na ojca. Zjedliśmy śniadanie i szybko wyruszyliśmy z domu, gdyż profesor Minejko wyznaczył nam wizytę wczesnym rankiem.<br><br>Ulica wyglądała odświętnie. Ludzie szli środkiem ulic, niektórzy mężczyźni byli bez czapek
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego