i skromna, już po czterech dniach okazała się demonem, co depce po ludzkich sercach. Szkoda było cierpienia! Papa-lekarz sprał go pod dziwnym pozorem, że przed krwawą operacją nie odkaził scyzoryka, co syn lekarski powinien był uczynić, matka urządziła mu sądny dzień za skrwawiony rękaw koszuli. A demon śmiał się: cha! cha! Najpierw przewracał oczami, robił omdlewające miny, a potem wystawił go na pośmiewisko oddawszy przeniewiercze i zapewne robaczywe serce dryblasowi z szóstej klasy. Adaś zrozumiał poniewczasie, że rozumniej jest wycinać najdroższe inicjały na pniu brzozy niż na rodzonej ręce. Nie chcąc, aby się zmarnowały krwawe nacięcia, potworne znaki serdecznej męki, szukał