Wyporządzili<br>drabiniasty wóz, babka, wujenki robiły powrósła, matka gotowała i nawet<br>ojciec, choć już coraz częściej polegiwał, wstał z łóżka i siedząc na<br>pniaku w obejściu, popatrywał na tę krzątaninę jakby z nadzieją i na<br>własne zdrowie. Ze wszystkich obejść dochodziło klepanie kos, nawet z<br>tych, gdzie dopalały się zgliszcza chałup, stodół, chlewów. Mieszało<br>się to klepanie z dalekimi wybuchami i trzaskającymi seriami<br>oddalającego się frontu jakby jego pożegnalne echo.<br> Po paru jednak dniach coś się nagle zacięło w tej frontowej maszynie,<br>zaczęło nadstawać, dostawać zadyszki, zaczęto zwozić coraz więcej<br>rannych żołnierzy autami, furmankami albo niesiono ich na noszach,<br>niektórzy o