Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Płomyk
Nr: 11
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1953
sam do siebie:
- I na co mi one, kiedy nie ma roboty... Teraz - właśnie po tych ojcowskich rękach bezwładnie opuszczonych - Martino poznał od razu, że daleka wędrówka w poszukiwaniu jakiegokolwiek zarobku nie przyniosła nic. Ojciec nie znalazł pracy!
I matka zrozumiała to samo, bo osunęła się bez słowa na próg chaty i nisko zwiesiła głowę. Ojciec spojrzał na nią ponuro, a później bez słowa położył rękę na ramieniu syna. I Martino już wiedział... Wiedział, że jutro o świcie pójdzie z ojcem białą stromą ścieżką, wśród skał w kierunku miasta Benevento.
Będą mijali oliwne gaje w dolinach i piąć się będą na
sam do siebie: <br>- I na co mi one, kiedy nie ma roboty... Teraz - właśnie po tych ojcowskich rękach bezwładnie opuszczonych - Martino poznał od razu, że daleka wędrówka w poszukiwaniu jakiegokolwiek zarobku nie przyniosła nic. Ojciec nie znalazł pracy! <br>I matka zrozumiała to samo, bo osunęła się bez słowa na próg chaty i nisko zwiesiła głowę. Ojciec spojrzał na nią ponuro, a później bez słowa położył rękę na ramieniu syna. I Martino już wiedział... Wiedział, że jutro o świcie pójdzie z ojcem białą stromą ścieżką, wśród skał w kierunku miasta Benevento. <br>Będą mijali oliwne gaje w dolinach i piąć się będą na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego