im pokazać. Manipulowali, kombinowali, szarpali. Daszewski, znieruchomiały, cierpiał, oni się biedzili. Wreszcie po kwadransie namysłów rozcięli pasy nożem - prostym, starym sposobem na gordyjski węzeł.<br><br>Zanim przyjechał ambulans, bandażowali mu nogę. Byli gorliwi i przyjaźni i podczas gdy jedni nakładali bandaże, inni go przytrzymywali, by się nie rzucał. Pewien home-guardzista, chłopisko jak tur, trzymał mocno jego prawe ramię właśnie tam, gdzie była rana, i nieświadomie sprawiał nowe tortury. Daszewski zaklinał go, błagał, nieledwie się modlił i odchodził od zmysłów. Przy tym zapomniał angielskiego języka i szeptał po polsku:<br><br>- Puść ramię, przyjacielu!... Puść ramię, sakramencka cholero!... Ramię!!... Aniele, ramię!...<br><br>Lecz bez skutku