głos tak potężnie, że poderwałem się i usiadłem na łóżku. Popatrzyłem z przerażeniem, czy nie obudzili się moi współtowarzysze. Jednakże żadnych współtowarzyszy nie było, tylko w muślinowej gęstwinie jaśniały białe, nieruchome cienie.<br>Zerwałem się i ubrałem pośpiesznie, a księżyc, który dopiero co wzeszedł, zajrzał ogromny przez okno i nagłym rzutem chlusnął w pokój strumień światła, niwecząc w jednej chwili ciemność i duszność i rozrywając muślinową zasłonę. Wkoło mnie wyłoniły się łóżka białe, błyszczące, kształtne, a na łóżkach śpią współtowarzysze, oddychając równomiernie. Księżyc ze zdumiewającą szybkością przedefilował przed oknem i skrył się za kościelną wieżą. Pokój zmatowiał, ale wciąż był jasny i