wiem, może to było coś takiego jak dla ludzi wyzwolenie, koniec wojny, dla Romka - dzień, w którym Danka przyjechała do Warszawy. Ale, stary, na marginesie było jeszcze coś, co ostrzej widzę z perspektywy, prosta ulga wypoczynku, bo choć z Ewą dobrze mi się pracowało, ta firma to jednak był kierat, ciągłe naginanie natury do sprzecznego z nią wysiłku, chociażby do codziennego wstawania o siódmej. W sobotę Ewka wypłaciła mi pieniężny ekwiwalent za połowę materiału i narzędzi, czyli dostałem na rękę czterysta tysięcy, za co mogłem przyzwoicie żyć przez pół roku. Chciała dać równe pół bańki, ale uznałem, że ta setka to