ją zewsząd, stał się żywiołem, w którym ją zamknięto. Trwało tak pół roku. Nie puszczał jej od siebie; nawet kiedy dzieliły ich wielkie przestrzenie, nim musiała oddychać, przez niego myśleć, jego tylko odczuwać. Od listu do listu przebywała otchłanie niebytu głuche, tępe, kamienne. W tych otchłaniach straszyła ją Róża - złowrogi cień. <page nr=180> <br>Któregoś wieczora Stefan czekał pod bramą i Marta drżącymi rąkami zapinała bluzkę, szukała torebki, rękawiczek... W salonie matka grała Elegię" Masseneta: <gap> Grała akompaniament fortepianowy do pieśni. Dawniej niezmiernie lubiła tę "Elegię". Kiedy po raz pierwszy kazała śpiewać ją Marcie, rozsierdziła się niemal do ataku nerwowego. <br>- Czy ty jesteś dziewczyna, kobieta