w cieniu <page nr=48> co padał od lip, opuszczały nisko głowy tkwiące w workach i z dna szczypały owies, oganiając się senne od much; drogę odbyły daleką. Wiadomość rozeszła się tak szybko, że ledwie ten, co z ciałem przyjechał, zawiązał lejce o płot, już ludzie zaczęli się zbierać i stali gromadą, czekając co będzie. Na górze, na płaskich kamieniach ścieżki ukazał się ksiądz Peikswa. Nieruchomy, jakby zastanawiał się, czy zejść, albo zbierał siły. Wreszcie powoli zaczął zastępować, znów zatrzymał się, wyciągając chustkę i gniótł ją, skręcał w palcach. Zgorszenie Z Magdaleną trwało jakieś pół roku i powstawało z jej winy. Mogłoby się bez niego