gnamy przez długie korytarze pełne przeciągów, co chwila zatrzymują nas jacyś szwajcarzy, na szczęście jest z nami rumiany ksiądz, który tłumaczy, o co chodzi, i możemy kontynuować szaleńczą gonitwę. <br>Głowa pełna wrażeń, bo nagle z rozgorączkowanego uniwersytetu, ze studiów, wyrwałem się do Świętego Miasta, spotkałem setki moich rówieśników oddychających na co dzień powietrzem wolności i dobrobytu. W sylwestra przed całonocnym czuwaniem jechałem autobusem po Rzymie, pełnym młodych Włochów palących papierosy, pijących piwo. Sam, dziewiętnastoletni, pociągałem z butelki różowe martini. A potem wzruszające całonocne modlitwy, śpiewanie transowych kanonów i przedziwne, prawie mistyczne przeżycia: samotności we wszechświecie, wielkiej niewiadomej, jaką jest przyszłość, i tajemnicy