sali. Nie wiadomo, która mogła być godzina - czwarta, piąta? Zgrzebał się z łóżka i ruszył prosto w ten ogień. Wszyscy wokół spali, oddychając zdecydowanie i łapczywie, jakby wykonywali ciężką pracę. <br>Była to jedna z krótkich chwil w ciągu dnia, kiedy w szpitalu nic się nie działo, nikt nie rozmawiał, nie człapał po posadzce, nie skrzypiały wózki i nawet terapeutyczne melodie nie płynęły z ukrytych źródeł.<br>Tuż za progiem musiał przysłonić oczy. Ognista czerwień pełzała po ścianach, czepiała się sufitu, przykrywała podłogę. Długa perspektywa korytarza, wypełniona grzywami wszystkich pożarów świata, zamknięta odległą, przejrzystą plamą wyjścia na taras, kusiła i ssała. Zobaczył ją