Szedł ulicą Zwycięzców na podbój Victoire - miłośnik Zwycięstwa Conrada."<br>W oszklonej budce MO stojącej na chodniku przed wejściem do Ambasady siedział wąsaty sierżant, zatopiony w lekturze "Przeglądu Sportowego".<br>"Adieu!" pożegnałem go w duchu. "Przekraczam granicę państwa." I wszedłem na teren placówki.<br>A kiedy przekroczyłem próg sławnej rezydencji (masywna, dwupiętrowa, kryta dachówką willa, na oko: lata trzydzieste), rzeczywiście, wstąpiłem jak gdyby w inny świat. To już nie tylko zapach czy jakiś drobiazg, jak w Centre, odróżniały to wnętrze od nawet najbardziej szykownych i reprezentacyjnych miejsc, jakie mi się zdarzyło poznać w ludowym państwie. Tu wszystko było inne, i to fundamentalnie, począwszy od